Powrót do krainy elfów! czyli "Las na granicy światów"

Holly Black jest współautorką "Kronik Spiderwick". Nigdy ich nie lubiłam. I chociaż na pierwszy tom trylogii "Okrutnego księcia" trafiłam przypadkowo, to na kolejne już czekałam i czytałam je z wypiekami na twarzy. Nie dziwiłam się sobie, więc zupełnie, gdy zobaczyłam, że Holly wydaje kolejną książkę tym razem "Las na granicy światów" i od razu zapragnęłam ją przeczytać.

Czy oczekiwałam czegoś innego?
Nie wiem. Może troszkę liczyłam na to, że spotkam bohaterów, których już znałam czyli Jude i Cardana, bo pokochałam ich ogromnie. I chociaż spotykamy w tej powieści bohaterów z trylogii to nie są to oni. Natomiast historia osadzona ponownie w świecie elfów bardzo mi się spodobała (dobra, dobra! od połowy 😛)

Hazel jest zwykłą nastolatką. Jej brat Ben określa ją "połykaczką serc". A to dlatego, że dziewczyna romansuje na potęgę z chłopakami, ale jakoś z żadnym nie jest. Ben patrzy na to czasem trochę z powątpiewaniem i boi się o swojego najlepszego przyjaciela Jack'a, o którym wie, że podobał się Hazel. Ale przecież nie o tym jest powieść! W mieście, w którym mieszkają elfy żyją bardzo blisko ludzi. Ludzie wiedzą, że nie są one wymysłem ich wyobraźni, że są mitem. Oni wiedzą, że elfy żyją koło nich i muszą się przed nimi bronić. Na każdym kroku posiadają ochronne amulety i inne bzdety, by nie poddać się urokowi. Oprócz tego w lesie w Fairfold stoi kryształowa trumna, a w jej wnętrzu leży chłopak z rogami i spiczastymi uszami. Nikt nie wie skąd się tam wziął i po co tam jest. Dla większości liczy się jednak to, że jest atrakcją turystyczną. Dla młodzieży natomiast jest on doskonałym miejscem spotkań, powiernikiem i obiektem uczuć. W mieście jednak zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a elf po jakimś czasie znika. Hazel, która zawsze chciała być poskramiaczem dzikich elfów, oczywiście rusza na poszukiwanie. I oczywiście nie ma to nic wspólnego z tym, że w jej życiu też zaczynają dziać się dziwne rzeczy...

Fantasy, a zwłaszcza dobra historia fantasy to zawsze dobre wyjście. Początkowo nie byłam przekonana do tej historii. Jakoś ciężko mi się ją czytało, a bohaterowie byli jacyś tacy nie przekonywujący. Jednak gdzieś tak w 1/3 książki zaczęło być lepiej. Nagle akcja nabrała sensu, a bohaterowie zaczęli się rozkręcać. Historia, którą opowiadali zaczęła nabierać rumieńców, a zagadka którą mieli do rozwiązania do końca trzymała w napięciu. To wystarczyło, żebym się wciągnęła i w tempie ekspresowym dobrnęła do końca. Holly Black na pewno umie w świat elfów. Ostatecznie historię czytało się bardzo dobrze. Chociaż bohaterowie mieli swoje gorsze momenty, gdzie można by im zarzucić pewnego rodzaju infantylność. Jednak poza historią fantastyczną poruszane są w niej również inne tematy i to jest super. Jakbyśmy się znajdowali w kilku rzeczywistościach, które się nakładają. Zresztą - w końcu to powieść na granicy światów 😉

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Nie ma nocy na tyle długiej, aby słońce nie wzeszło ponownie.”

Podsumowanie roku 2021!

"Melodia mgieł dziennych"