"Blizna"

Oficjalnie kończę serię Alice Broadway i chociaż zabrała mnie ona w inny świat, bo znalazła trochę inny schemat od tych, które bardzo dobrze znam, to powiem raz, ale głośno. Ostatnia część mnie zawiodła zamiast uratować obraz całej serii.

O ile po "Tuszu" obiecywałam sobie bardzo dużo, o tyle "Blizna" pozostawia we mnie pewien niesmak i niedosyt, ale wrócę do tego.

Leora znowu wraca do domu. Chociaż w sumie czy ona wie, gdzie jest jej dom? Załóżmy zatem, że wraca do korzeni, czyli do Sainstone. No i nie tyle wraca, co po prostu znowu ją wygnali. Pech jest jednak taki, że tutaj też jej nie lubią. Więc postanawiają zrobić z niej coś na kształt maskotki, a nawet marionetki, żeby była ich żywym świadectwem tego, że ich historia jest prawdziwa. Ale Leora ma też swoją historię. Historię, która staje się coraz bardziej prawdopodobna za sprawą bajarki - Mel. To właśnie ciekawość tej kobiety i jej zdolności sprawiają, że Leora zaczyna wierzyć, że tak naprawdę nie ma dobrej i złej strony medalu, że każda strona ma swoje dobre i złe części. Sprawy jednak zaczynają się znowu komplikować (o ironio! nie może być przecież zbyt spokojnie) i zdarzenia, które główna bohaterka chciała zapoczątkować, idą nie do końca po jej myśli... Na koniec pozostaje więc pytanie: to kto jest tym lepszym? Naznaczeni czy nienaznaczeni?

Chciałam wierzyć, że autorka w ostatniej części nie będzie komplikowała, a pozwoli głównej bohaterce dojrzeć. Trochę się myliłam. Leora może i w końcu zaczęła myśleć, i może w końcu zaczęła planować, ale nie jest pełną postacią. Czegoś jej brakuje i wiemy to i my-czytelnicy, i wie to główna bohaterka, która dalej się waha. To jednak co mnie najbardziej bolało to zakończenie. Nie tłumaczy nic specjalnego, a kończy się jakby autorce zabrakło pomysłu i stwierdziła "No dobra, to tutaj skończę". Niby opisuje dalsze losy, niby coś tam tłumaczy, ale w sumie to można się poczuć jakby ta historia była tylko snem i uleciała wraz se spojrzeniem na poranne słońce. Relacje bohaterów między sobą też są naciągane i nie do końca wytłumaczone. Pokłócą się, a potem bez wyjaśnienia znowu ze sobą rozmawiają, pojawiają się znikąd i równie szybko znikają. Nie do końca na to czekałam. Kolejny duży minus za coś co już podkreślałam - wątek romantyczny. On jest. Znaczy inaczej - on się kreuje. Ale jakby nie mógł dojść do siebie. To pozostawia niedosyt i niezadowolenie (przynajmniej u mnie), bo skoro już autorka stawia przed główną bohaterką chłopaka, to mogłaby chociaż opisać coś więcej niż "ja Cię lubię, ale tak lubię lubię". No cóż. 

Ja jestem jednak zwolennikiem przeczytania powieści, żeby się do niej odnosić, więc polecam przeczytać. Wtedy bardzo chętnie wdam się w dyskusje o tej powieści czy tu na blogu, czy na naszym instagramie ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Nie ma nocy na tyle długiej, aby słońce nie wzeszło ponownie.”

Podsumowanie roku 2021!

"Melodia mgieł dziennych"