"Ostatni pociąg"

Ostatnio w moje łapki trafiła magiczna książka i choć o czarach nie opowiadała, to przeniosła mnie do Wiednia z grudnia 1936 roku, w czas świąt, jarmarków i miłości. Bardzo chciałam znaleźć się obok Stephana i Zofie, razem z nimi próbować najlepszych czekoladek, odkrywać tunele, rozwiązywać skomplikowane równania matematyczne (lub tylko udawać, że to robię) oraz odgrywać sztuki na deskach teatru. Nie mówiąc już o tych pięknych obrazach, tak pięknie opisanych przez autorkę, momentami odnosiłam wrażenie, że naprawdę tam jestem, że przemierzam ulice Wiednia wieczorową porą, zaglądam do przytulnych kawiarni, w których zamawiam pyszne ciasta i kawę. Czy już wyobrażacie sobie ten klimat? Został on stworzony przez Meg Waite Clayton w książce, pt. „Ostatni pociąg”. Niestety reszta powieści nie jest tak urocza, choć wciąż czuć w niej zapach najlepszych kakaowych ziaren. Jak wiadomo zbliża się wojna, a wraz z nią tragedia wielu Żydów, w tym naszego bohatera Stephana i jego rodziny. Również Zofie-Helene nie może czuć się w Austrii bezpieczna, gdyż jej mama prowadzi antynazistowską gazetę. W międzyczasie poznajemy kolejną bohaterkę, tym razem Holenderkę, Truus Wijsmuller, która ratuje dzieci przed nazistami.

Meg Wait Clayton zabrała mnie we wspaniałą podróż, nie tylko po Wiedniu, Holandii czy Londynie, ale przede wszystkim w podróż po uczuciach, emocjach i historii. Książka niekiedy była przygnębiająca, ale też wnosiła mnóstwo pozytywnych wartości, przede wszystkim pokazywała przyjaźń, miłość i wsparcie jakie można pokładać w drugiej osobie, a które łatwiej zweryfikować w kryzysowych sytuacjach, takich jak nadchodząca wojna. Ciekawym wątkiem było życie prywatne Truus Wijsmuller, ta kobieta żyła naprawdę, a jej działania były inspiracją dla tej powieści. Holenderka wraz ze swoim mężem od wielu lat starali się o dziecko, ich nadzieja właściwie umarła, ale ból straty nienarodzonego potomstwa tkwi w nich do dziś. Będą musieli podjąć wiele trudnych decyzji, postawić szczęście innych ponad swoje. To małżeństwo daje wiele siły, jest uparte, niezłomnie dążą do celu i pomagają tym którzy tej pomocy potrzebują. Również Zofie-Helen i Stephan wnieśli dużo ciepła, bo przecież niewinna pierwsza miłość jest taka piękna i nawet nadchodzące widmo wojny jej nie zniszczyło. Myślę, że to ten wątek dodał szczyptę magii do tej książki, bo przecież miłość to najsilniejsze czary.

Całym sercem polecam Wam „Ostatni pociąg”. Wcześniej nie sięgałam po tego typu literaturę, jednak ostatnio dzięki Wydawnictwu Kobiecemu odkrywam jej uroki, bo mimo iż mówią u trudnych czasach i bardzo smutnych, to mają w sobie coś optymistycznego i są niebanalne, a to że są inspirowane prawdziwymi wydarzeniami dodaje im wiarygodności, a tym samym więcej emocji w trakcie czytania.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Nie ma nocy na tyle długiej, aby słońce nie wzeszło ponownie.”

Podsumowanie roku 2021!

"Melodia mgieł dziennych"