"Melodia mgieł dziennych"

 Cisza.

Jak makiem zasiał.

Cisza.

I tylko szelest przewracanych kartek.

Cisza.

A w sercu milion różnych drgań.

Wreszcie cisza.

I spokój ducha.

Es swoje życie podporządkowała Melodii. Jej praca stała się jej życiem, jej rodziną, jej oddechem. Trochę nie potrafiła się z tego uwolnić, a trochę nie chciała. Z drugiej strony Melodia, która zachowuje się jak nieokiełznany żywioł. Wszędzie jej pełno, zachwyca swoich fanów, jest nowym tchnieniem w przemyśle muzycznym. Skądinąd jednak jej nadmiar zwiastuje tragedię. Pod tym płaszczykiem gwiazdy jest jednak ktoś kto nie czuje, kto wpada w uzależnienia, kto ciągnie się na samo dno. Es jest nią przykryta. Schowana za nią, zakamuflowana. A to ona odpowiada za to, żeby Melodia pojawiła się na scenie. Przy tym wszystkim menadżerka tęskni za swoimi marzeniami, w których to ona miała być gwiazdą oraz poniekąd chce mieć rodzinę. Co wyjdzie z tego dziwnego układu?

Gdy skoczyłam "Melodię mgieł dziennych" Marty Bijan zadałam sobie jedno pytanie - czym była dla mnie ta powieść? I nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Przeczytałam ją w jeden dzień, ale nie miałam w sobie żadnych emocji. Tak jakbym nagle została Melodią. I wtedy zrozumiałam, że w moim przypadku właśnie taki był efekt tej książki. Wyczyściła mnie z emocji. Nie czułam lęku przed dniem następnym, nie czułam radości, nie denerwowałam się. Byłam jak czyta kartka. Carte blanche. Nie zapisana. Tak bym mogła na nowo stworzyć swoją historię. Tak jak Es. To nie jest historia dla wszystkich. To nie jest historia lekka. To nie jest historia z jakimś przejmującym morałem. To jest opowieść o uzależnieniach, o pożądaniu, o brutalności otaczającego nas świata, o walce...

Osobiście nie wiem czy czuję ten rodzaj literatury. Nie zostawiła w moim sercu trwałej drzazgi, która przy każdym wspomnieniu o tej książce by się poruszała i ją przypominała. Jednak jej flow, jej styl i poniekąd tajemniczość sprawiają, że jest ona intrygująca i wprowadzająca w dziwny stan upojenia powieścią. Czyta się szybko, ale nie wiem czy z chęci poznania dalszych losów, czy bardziej z pragnienia wyjścia z labiryntu, który serwuje nam autorka. Zgubić się, ażeby się odnaleźć. Spaść na dno, żeby stanąć na nogi. Tylko czy jak spadniesz, nie będzie za późno?

Dziękujemy Wydawnictwu Kobiecemu za podzielenie się z nami tą pozycją :)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Nie ma nocy na tyle długiej, aby słońce nie wzeszło ponownie.”

Podsumowanie roku 2021!