"Dziewczyny w przestworzach"

Kilka dni temu skończyłam czytać "Dziewczyny w Przestworzach" autorstwa Noelle Salazar i muszę przyznać, że podczas lektury towarzyszyły mi różne rodzaje emocji. Były łzy i wzruszenia oraz niezrozumienie i lekka irytacja, ale przede wszystkim podziw dla kobiet.

Główną bohaterką książki jest Audrey, która w 1941 roku przebywa na Hawajach, szkoląc pilotów. Jej wielkim marzeniem jest posiadanie własnego lotniska (ma już jedno na oku) oraz latanie samolotami tak długo, jak to będzie możliwe. Niestety jej przygoda na malowniczej wyspie szybko się kończy za sprawą ataku na Pearl Harbor. Towarzyszą temu ból i cierpienie, ale także początek przyjaźni z pewnym porucznikiem, który nie tylko rozumie Audrey, ale ma też podobne poglądy i spojrzenie na świat jak ona. Po pewnym czasie od powrotu z Oahu do rodzinnego Teksasu bohaterka rozpoczyna kolejną przygodę, tym razem dołącza do Kobiecych Sił Powietrznych, aby pomóc Ameryce i zastąpić mężczyzn walczących na froncie. 

Książkę czytało mi się z przyjemnością, były momenty, w których wciągała mnie ona w stu procentach, aż miałam wrażenie, że sama jestem pilotem bombowca. Niestety zdarzały się takie momenty, że się gubiłam. Czy to za sprawą zdań dziwnie skonstruowanych, lub wtrąceń z przemyśleniami odrywającymi mnie od tego co się aktualnie działo. Musiałam się wtedy kawałek cofnąć aby złapać właściwe tory, ale na szczęście nie było to takie częste.

Historia bardzo mnie wzruszyła, zwłaszcza w jednym momencie, którego nie mogę zdradzić, a przyznam szczerze, że rzadko płaczę czytając książki, więc jest to ogromny plus. Lubię gdy książka wyzwala we mnie silne emocje (z wyjątkiem irytacji) i tu autorce się udało. Bardzo podobał mi się motyw kobiecej siły, walki o swoje, pokazanie, że płeć żeńska nie jest gorsza on mężczyzn, co nie było takie oczywiste w tamtych czasach, a może nawet w obecnych. To nie było spotykane, że kobieta może latać, często wiązało się to ze zdumieniem w oczach innych, a nawet z poniżaniem pilotek. Audrey łamała wszelkie stereotypy, nie miała standardowych marzeń o wyjściu za mąż i założeniu rodziny i uparcie dążyła do celu.

Wątek romantyczny był cudowny, zwłaszcza gdy pojawiła się "ta trzecia osoba", a w mojej głowie wątpliwości na temat uczucia łączącego Audrey i Jamesa zaczęły narastać. Bardzo przyjemnie się to czytało i ze sporym zainteresowaniem. Dodatkowo autorka zgrabnie przedstawiła relacje łączące bohaterów i nie było niepotrzebnych gdybań, co niestety często irytuje mnie w powieściach. Na szczęście nie tutaj i udało mi się wkręcić w te zawiłości ludzkich uczuć.

Niestety po jakimś czasie książka zrobiła się za bardzo przewidywalna, a zakończenie zbyt cukierkowe. Niekiedy miałam też problemy ze zrozumieniem niektórych zdań, może ze względu na tłumaczenie, lub pierwotną treść książki, ale czasami musiałam się zastanowić co się dzieje i trochę mnie to odrywało od akcji. Jednak to już moja subiektywna opinia i zapewne każdy odbierze te aspekty po swojemu. Dla niektórych nie będą one problem, a mogą je uznać za spory atut. 

Mam też problem z ułożeniem tej książki we właściwym dziale w swojej głowie. Z jednej strony był to romans z wojną w tle, a z drugiej było sporo momentów, w których to historia świata odgrywała główną rolę i było raczej tak, że przez dłuższy czas przeważał jeden gatunek, a potem drugi i nie zlewały się one w całość jak to jest zazwyczaj w powieściach. Natomiast ogromnym plusem jest główna bohaterka, czyli Audrey i mało znana część historii o Kobiecych Siłach Powietrznych, dlatego uważam, że takie książki są potrzebne i dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu za wydanie tej powieści i możliwość jej przeczytania. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Nie ma nocy na tyle długiej, aby słońce nie wzeszło ponownie.”

Podsumowanie roku 2021!

"Melodia mgieł dziennych"