"Dziewczyna znikąd"

Ostatnio twórcy wyszli nam naprzeciw i zaproponowali zarówno filmy jak i książki z serii „Ulica strachu”. Dziś na tapet bierzemy „Dziewczynę znikąd”, której autorem jest R. L. Stine. W książce równolegle poznajemy dwie historie. Jedna z nich opowiada o Beth Palmieri, uczennicy ostatniej klasy w 1950 roku, której ojciec właśnie zostaje właścicielem stadniny koni. Nikt nie wie, że dziewczyna posiada tajemnicze moce, które niedługo mogą się jej przydać. W międzyczasie autor odkrywa przed nami drugi wątek, którego akcja toczy się w czasach współczesnych. Tu głównym bohaterem jest Michael, który poznaje Lizzy – nową dziewczynę w mieście i w szkole. Jest trochę dziwna, bardzo ładna i przyciąga chłopaka swoją tajemniczością. Nie podoba się to jego aktualnej partnerce – Pepper, która z pewnością ma powody do zazdrości. Para, ich przyjaciele oraz Lizzy wybierają się na wyścigi skuterami śnieżnymi, jednak podczas jazdy dochodzi do strasznego wypadku, który niesie za sobą ogromne konsekwencje. Groźby, ataki, a nawet morderstwa, których ofiarami są Michael oraz jego przyjaciele.

Jak łączą się obie historie? Skąd wzięła się Lizzy? Czy nastolatkom uda się przetrwać nadchodzące dni?

Do książki podeszłam z dystansem, nie spodziewałam się wiele, po obejrzeniu zwiastunu filmu, ale byłam ciekawa tej pozycji. Język mnie nie zachwycił, trochę powtórzeń oraz ubogie słownictwo. W tej kwestii fajerwerków nie było, ale myślę, że ten zabieg sprawił, że książkę czytało się z ogromną łatwością i prędkością. Nieskomplikowana fabuła sprawiła, że przedstawiona historia była wciągająca, jak najszybciej chciałam poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania i dowiedzieć się czy moje podejrzenia się sprawdzą. No nie udało mi się, przynajmniej nie wszystko odgadłam. Autor pod koniec książki wyciągnął królika z kapelusza, którego się nie spodziewałam, tak poczarował, że zepsuł mi zakończenie (jednak wolę takie bez happy endu). Jedyną polubioną przeze mnie postacią była Pepper, pozostali byli zabawni, czasem irytujący, cała książka lekko komiczna i nie mam pojęcia dlaczego w ostateczności wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Może przez ten uśmiech niedowierzania pod koniec lektury i w rezultacie miło spędzony czas.

Nie zawsze trzeba czytać ambitne powieści, oglądać najlepsze filmy. Czasem można odpocząć, uśmiechnąć się, powygłupiać w wyobraźni i ta książka jest idealna na taką wakacyjną przerwę pomiędzy ciężkimi lekturami szkolnymi, pomiędzy wymagającymi sesjami, czy po godzinach wpatrywania się w cyferki na monitorze.

Trzeba też przyznać, że książka jest wydana z wielką dbałością o szczegóły. Jaskrawy grzbiet i wstawki, mroczne grafiki dodające historii charakteru oraz bonusowe rozdziały kolejnych części „Ulicy strachu”.

Bardzo dziękuję wydawnictwu mediarodzina za możliwość przeczytania „Dziewczyny znikąd”, a na ulicę strachu jeszcze z pewnością wrócę ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Nie ma nocy na tyle długiej, aby słońce nie wzeszło ponownie.”

Podsumowanie roku 2021!

"Melodia mgieł dziennych"